Rodzice raczej nie kojarzą nas w żaden sposób
z tym dniem.
Stoimy na samym szarym końcu łańcucha edukacyjnego.
Tuż za woźnymi i serwisantami kserokopiarek.
Mama K. rzucając zaskoczone spojrzenie
na stojące w kubku po kawie goździki
pyta mnie:
"Ale pani przecież nie jest nauczycielką?".
Często mogę odczuć,
że należę do mało prestiżowej strefy pedagogicznego światka.
Bogolscy rodziciele omiatają politowanym wzrokiem mnie,
moje wytarte na kolanach legginsy
i ubrudzone papkami t-shirty.
Widzę w nim łaskawe współczucie lub protekcjonalne lekceważenie.
"Obyś cudze dzieci uczył"?
Obyś cudze dzieci
przewijał,
karmił,
usypiał,
kochał.
Wykonuję pracę znacznie mniej ambitną,
niż można by to wywróżyć
z moich dawnych szkolnych czerwonopaskowych świadectw
albo z dzisiejszego wybujałego ego.
A jednak jaram się tym
jak najbardziej ekscytującym podręcznikiem tajskiej kamasutry.
Przechodzę z Nimi zapalenia spojówek, jelitówki, wirusy bostońskie.
Mało kto wie, że można załapać tutaj więcej niż w domu publicznym.
(Czułości i chorób)
Organizuje im urodziny, Mikołajki, Dzień Dziecka i Święto Pluszowego Misia.
Gniotę plastelinę, rozsmarowuję farby, temperuję kredki.
Pakuję starannie do teczek prace plastyczne.
Zapracowani dorośli nie będą mieli ich ani czasu obejrzeć,
ani dla zachowania pozorów - choćby zabrać do domu.
Uczę pierwszych słów i pierwszych smaków.
Taktownie niedosłyszę,
gdy po spędzaniu ze sobą dnia za dniem,
od ciemnego poranka do poszarzałego wieczoru -
zaczynają wołać za mną "mama".
Dmucham otarte kolanka,
rozmasowuje siniaczki,
scałowuje rozżalone łzy.
Rozjaśniam niekończące się dylematy - "co to?".
Uspokajam, gdy roztargniony tata nie dociera z odbiorem na czas.
Oklaskuję pierwsze kroki.
14 października wychodząc z pracy nie dźwigam bukietów róż, stosów laurek, kartonów z bombonierkami.
Nie jestem nauczycielką.
Nie czuję się pedagogiem, na którego mam papier.
O. wycelowuje paluszek w moim kierunku
i powoli wymawia:
"mo-ja".
Wasza.
Nikt więcej i nikt mniej.
___________________________________________________________________________________
Po więcej zakropkowanych refleksji zapraszam na facebookowy profil
BS. i dzień nauczyciela
O autorce bloga: Kropka
Idealistka, marzycielka, optymistka. Rozdrażniony, sceptyczny uparciuch. Fanka muzyki Sary Bareilles, kalifornijskiego wina, lodów czekoladowych, wełnianych kocy i sof Ektorp (najlepiej w komplecie).
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Bardzo mocne.I jakie prawdziwe! Ale prawda jest taka, że często nawet i nauczycielki "na papierze" są niedoceniane. A najgorsze jest to, że niektórzy rodzice oddają dziecko do żłobka, do przedszkola "na przechowanie". I najlepiej nich je tam wszystkiego nauczą. Rodzice umywają ręcę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Doceniam Twoją pracę bardzo! Uwielbiam nasze nauczycielki ze żłobka, są miłe, uśmiechnięte i widać że lubią swoją pracę. Ciężka i odpowiedzialna robota dbać o cudze dzieci.
OdpowiedzUsuńMyślę i mówię o nich "moje dzieci" - więc w gruncie rzeczy jest dość łatwo i naturalnie! :)
UsuńA na marginesie - Ty u mnie?! Mogę umierać! :)