BS. i alkohol

Piątkowe popołudnie.
J. zaczyna gorączkować.
Od tygodnia próbujemy uporać się
z wirusem masowo wywołującym podwyższoną temperaturę.

Grupa mocno się przerzedziła.

Standardowa procedura -
ciumam J. w zaczerwieniony policzek,
wypełniam raport choroby,
telefonuje do mamy.

Krótka, rzeczowa rozmowa.
Będą mieli na uwadze, zabiorą.


Tata J. pojawia się jednak o  takiej porze jak zwykle.
Chwytam małą w ramiona, podchodzę do drzwi i... 
Niemożliwe.
Wydaje mi się.
To na pewno nie to...

Intensywny zapach alkoholu.

Spoglądam na faceta, wydaje się zachowywać normalnie.
Rozważam - nietrafione perfumy, ostry płyn do jamy ustnej, czekoladki?
Analizuję dotychczasową relację.
Sympatyczni, spokojni, wzorowi.

Uspokajam się. Podaję J. 
Machają mi, uśmiechają się, wychodzą.
Zaczynam zbierać rozrzucone klocki,
ale podejrzenia nie dają mi spokoju.


Do sali zagląda mama F.
Gdy podchodzę do uchylonych drzwi,
widzę pochylonego tatę J. wiążącego córce buty.

W przedsionku unosi się specyficzna, procentowa woń.
Spoglądam na kobietę.
Nie daje żadnego znaku, świadczącego o tym,
żeby coś było nie tak.

Żegnamy się.

Kilka minut później, gdy słyszę tupot stóp na schodach -
wyciągam swoją współpracownicę i pytam czy czuje coś w szatni.

Mówi, że przetrawiony alkohol. 
Wyklucza perfumy.
Schodzę na dół po wicedyrektorkę.
Interpretuje smród podobnie do nas.
Uspokaja, każe się przyglądać sprawie.

Po weekendzie widzę się z szefową i streszczam całe zajście.
Docenia czujność.

A potem zaprasza na rozmowę tatę J.
Nie trudno się domyślić,
że mężczyzna wszystkiego się wypiera.
Nie był wstawiony, nie było od niego czuć alkoholu.

Skąd taki pomysł?

Dyrektorka uspokojona i ukojona.
Wielkie ufff.
Dostaję reprymendę w formie protekcjonalnego uśmiechu. 

J. nie pojawia się w tym tygodniu. Choruje.

Mam się przygotować, że gdy wrócą -
jej tata będzie na mnie
OBRAŻONY...




__________________________________________________________________________________
Po więcej zakropkowanych refleksji zapraszam na facebookowy profil

1 komentarz :