Tamara i Sven Matzke

 Francuski akademik.
Uwagę Svena zwraca piosenka dochodząca z jednego z pokoi.
Chłopak nie rozumie po polsku ani słowa, ale jak powie wiele lat później - urzekła go siła życia, bijąca z głosu śpiewającej dziewczyny.

Wkrótce zapoznają się na próbie studenckiego teatru.
Dostają rolę małżeństwa.

Kilka miesięcy później, dwudziestoczteroletni Sven rusza w swoją pierwszą podróż do Polski.
Do Tamary.
Między Berlinem a Rzepinem zapisuje w pamiętniku słowa: "Znalazłem moją dziewczynę, moją kobietę, moją żonę".

Tę trasę będzie pokonywał regularnie, co dwa- trzy tygodnie.
Na przekór pesymistycznym przestrogom znajomych o odległości i barierze językowej.
 "Tego się nie da powiedzieć, co dawała mi Tamara... ale to jest chyba szczęście, kiedy człowiek nie szuka szczęścia gdzie indziej." S.
Ślub cywilny w Niemczech, ślub kościelny w (mojej) Zielonej Górze.
Weekend poślubny nad jeziorem. 
Najpiękniejsze dni w ich życiu.

Kiedy poznaję bliżej Tamarę, zaczynam rozumieć niezwykłą fascynację Svena.
Determinacja, ochota, apetyt.
Trzeba było stopować jej zapał, bo inaczej zaplanowałaby wizytę w pięciu krajach w ciągu jednych wakacji.
"Biegnę z głową zwieszoną w dół, nic nie istnieje, tylko ja i moje kłopoty. Jakiś człowiek krzyczy do słuchawki, że nie zrobiłam tego czy tamtego, inny próbuje zainteresować mnie swoją historią. Nie mam czasu. Nie mam czasu. Boże, kiedy ja odpocznę?" T.
Energiczna, ambitna dziennikarka. 
Reporterka TVP i TVN.
Uroda i świetna dykcja. Znajomi mówili, że powinna spróbować swoich sił jako prezenterka, ale z uśmiechem odpowiadała, że to tylko zepsułoby jej charakter.
Marzyła o  wsi, ogrodzie, dzieciach, zwierzętach i książkach.
Asystentka reżysera serialu dokumentalnego "Szpital dzieciątka Jezus", którego bohaterami byli pacjenci i lekarze jednego z warszawskich szpitali klinicznych.
"Przychodzę do domu, siadam, wpatruję się w ścianę i rozmyślam o ludziach, których spotkałam. Widzę ich twarze, ich łzy i bezgłośną prośbę o pomoc. Jana, któremu kwas wypalił oczy. Stefana, któremu rak zabrał pół twarzy. Marka, który przestał wierzyć w lekarzy. Małą Anię, która ma raka kości i czeka na amputację nogi. Na potrzeby filmu spisuję ich historie, jedną po drugiej, są ich dziesiątki. Mam wrażenie, że historie opowiedziane zaczynają żyć własnym życiem, nie należą już do jednej osoby, stają się własnością moją, naszą" T.
Pięciomiesięczny staż Svena w Parlamencie Europejskim daje okazję na wyprowadzkę młodego małżeństwa za granicę.
Tamara ma szansę na odpoczynek od szpitala, raka, cierpienia.


Jak się niestety okazuje - nie na długo.

We wrześniowej Brukseli nasilają się dokuczające od jakiegoś czasu bóle brzucha.
Przedłużająca się diagnoza przynosi odpowiedź - nowotwór.
"W głowie kotłują się pytania. Co to wszystko oznacza? Przecież zarządziłam, że ma być lepiej, że ma być kolorowo i szczęśliwie. I z happy endem, jak w amerykańskich serialach dla dzieci. (…) Wytrzymam, powtarzam bezładnie, wytrzymam, a potem tylko ta przyszłość, którą sama sobie obmyśliłam" T.
Rozpoczyna się walka z chorobą.
A przede wszystkim - walka o siebie.
Czas poszukiwań i nauki. Upartej wiary, ze wciąż tyle jest do zrobienia.
Do przeżycia.
Kursy językowe między chemioterapiami. 
Plan pracy przy nowym dokumencie o Centrum Zdrowia Dziecka.
Setki pokrzepiających, optymistycznych maili wymienianych z przyjaciółmi i rodziną.
Zachwyt nad światem.
"Dzisiaj słońce ocknęło ludzi z marazmu, zaczęli patrzeć na siebie nawzajem, na otoczenie. Szłam ulicami i byłam szczęśliwa, że jest ziemia, są ludzie i piękne brukselskie domy. Nawet zapomniałam o tym, że idę do szpitala na pobranie krwi" T.
Tami mawia, że jest szczęśliwa, mimo tego, że wie - jak bardzo jest chora.
Grudzień. Sylwester. Kilka dni po operacji histeroktomii.
Z jednej strony ból po utraconym macierzyństwie.
Czwórka rudzielców w okularach, której się nie doczekają.
Z drugiej strony - nadzieja, szansa...
"Tamara dobrze wygląda. Je, rozmawia, żyje. Kiedy ludzie zaczynają tańczyć, siada wygodnie na łóżku Jagody. Stąd obserwuje zabawę. Ktoś zawsze z nią rozmawia. Potem nie wytrzymuje i także zaczyna tańczyć. Waham się pomiędzy troską, czy to nie za duży wysiłek, i radością, że Tam tańczy, jest wśród ludzi, żyje. Wszyscy czują, że są świadkami małego cudu. W pewnym momencie grają I will survive, Tamara tańczy i śpiewa: przeżyję." S.
W styczniu dobiega końca staż Stevena. Wracać do Polski?
Kondycja rodzimej służby zdrowia ułatwia decyzję o pozostaniu w Brukseli. 
Z dala od rodziny, w nieswoim łóżku.

W lutym - Tam zaopatruje się w pierwszą perukę. Śmieje się, że w końcu nie będzie wyglądać jak robak. Robak.
Podczas zdmuchiwania świeczek na urodzinowym torcie Sven ma tylko jedno życzenie - zdrowie. Dla Niej.

Nie zwalniają tempa. Zwiedzają Francję. 
Uczą się angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego.
Tam próbuje pisać artykuły do gazet.


"Czasami ludzie myślą, że leżę w łóżku i nic nie mogę robić, ale tak nie jest. Żyję jak przedtem, z krótkimi przerwami na chemioterapię, po której kilka dni jestem zmęczona. Zostały mi jeszcze dwie chemioterapie i potem zacznę szukać jakiegoś zajęcia, choć pewnie nie będę mogła pracować w szalonym tempie dziennikarskim. Mam już propozycję współpracy od l programu TVP (jakaś emisja o Unii Europejskiej). Na razie jednak trzeba czekać i żyć, jakby tej choroby w ogóle nie było." T
Podczas wizyty w Polsce, pukają do Domu Dziecka.
Rozpoczynają formalności związane z adopcją.
Tami chwyta się każdej dobrej myśli i mocno tuli ją do siebie

"Takie dziwne zdarzenie ostatnio w Niemczech. Prosiłam Boga, żeby dał mi jakiś znak, czy będę żyła, czy będę zdrowa. Potem zapomniałam o tym. Na ulicy kichnęłam sobie i nagle podszedł jakiś nieznajomy i powiedział: Gesundheit, co znaczy na zdrowie. Czyli może zdrowie?" T.
 
Odwiedzają ukochaną Bretanię, planują kupno domku letniskowego. Potem jeszcze szybko Alpy.
"Zdarzają się momenty, kiedy zapominamy o wszystkim. Kiedy Tamara odżywa, kiedy zbiera jagody w lesie, patrzy na fruwającego motylka albo obserwuje, jak mrówki dźwigają okruchy bagietki. Życie jest piękne." S.

W maju lekarze obwieszczają tryumfalne zwycięstwo nad nowotworem. 
W sierpniu, po tygodniach nieustannego bólu i tonach tabletek odkrywają nowy guz obok nerki.
Znów zatrzymanie.
Gdzieś obok piąta narkoza w ciągu ośmiu miesiący,  siódma chemioterapia, radioterapia, lekarstwa.

Nieproszone, nieuzasadnione. Niesprawiedliwe?
"Nie wiem, czy będę mogła zrobić ten staż w komisji. Czy wytrzymam po chemio 8 godzin w pracy. A jednocześnie chcę to zrobić wbrew wszystkiemu i wszystkim. Żeby udowodnić temu rakowi, że nie ma miejsca dla niego w moim ciele. Codziennie to powtarzam: odejdź, chorobo, odejdź, raku, to już koniec, chcę normalnie żyć." T.
Choruje jedno z nich, choć cierpią oboje.
Rozłąka. Strach.

Miłość. Miłość. Miłość.
"Jest cały czas przy mnie, oddany całą duszą, całym ciałem. Uważny na każde moje słowo, na każdy gest. Ten mój mąż! Ten mój ukochany, najdroższy mąż! Wczoraj na krótko przytuliliśmy się do siebie na szpitalnym łóżku. Poczułam jego ciepło i moją nieograniczoną miłość do niego, potrzebę bycia tak „pupa przy pupie”. Zasnąć w jego objęciach. Tak lubię jego zapach." T.  

"Ostatnio, kiedy musieliśmy czekać pół godziny przed gabinetem doktora, Tamara mówiła, że nie wytrzyma, że nie może tak długo siedzieć na niewygodnych krzesłach, że wraca do domu. W końcu położyła mi głowę na kolanach. Było jej zupełnie obojętne, co myśleli lekarze, pielęgniarki i pacjenci. Taka chuda. Taka słaba. Taka dzielna." S.

Guz przy nerce nie oparł się ani operacji, ani kolejnym kombinacjom leków.
Pod koniec listopada ma już wielkość 12centymetrów.
Lekarz  uświadamia Svena, że nie widzi żadnych szans na wyleczenie i sugeruje odstawienie leków.
Tamara uparciucha, sprzeciwia się jednak bierności i decyduje się na najbardziej agresywną formę chemioterapii. 


Przypominając sobie tamte dni Sven wraca do momentu, gdy doktor powiadomił go, że Tam musi zostać w szpitalu. 
Do końca.
Najbardziej uderzająca była dla niego myśl, że oto wyjechali z domu z nadzieją na ratunek - tymczasem nigdy do niego już razem nie wrócą.
 
W ostatnim wpisie w swoim pamiętniku Tamarka zanotowała
"Modlę się o cud".
Zapytana przez przyjaciółkę, czy obwinia Stwórcę za to, co jej się przytrafiło odpowiedziała, że nie chce Go do tego mieszać.

Tamara zmarła 2 grudnia 2000 roku. 
Niespełna rok po pierwszej diagnozie.
Odeszła w trakcie snu, trzymana za rękę przez ukochanego.
W swoim testamencie skupiła się głownie na nim

"Jeśli czytasz to, Svenku, to znaczy, że nie żyję. Wiesz, że kocham Cię ponad życie i jesteś najlepszą częścią mojej krótkiej egzystencji. Myślałam, że dożyjemy razem sędziwych lat i jako dziadek i babcia będziemy chodzić na poranne seanse do kina. Kurczę, będzie mi tego brakowało, tam gdzie będę. A może kiedyś się jeszcze spotkamy, w niebie? w innym życiu? Chciałabym, żebyś założył nową rodzinę, miał dzieci. Będę się z tego cieszyła" T.
Kilkanaście godzin po śmierci Tam, Sven kupił choinkę, do której bombki pod koniec listopada wybrała jeszcze jego żona.
Zapytany przez przyjaciół czy planuje wyprowadzkę z brukselskiego mieszkania, odpowiedział, że nie, bo tu czuje Jej obecność. I tu jest ICH miejsce.

"Na początku nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy mieszkać - w Polsce, Niemczech czy we Francji... - ale mieliśmy pewność, że gdziekolwiek się znajdziemy razem, wszystko nam się uda. Po śmierci Tamary otworzyła się przede mną wolność - mogę mieszkać, gdzie chcę, podejmować dowolne decyzje. Nie chciałem takiej wolności." S.
W pożegnalnych słowach do żony powiedział:

"Jesteś moim słońcem. Moją drugą połową. Staliśmy się dwiema połówkami jednej całości. Obiecałem ci, że nie opuszczę cię aż do śmierci. Czuję, że nie opuszczę cię i po niej" S.
 ___________________________________________________________________________________

Więcej o Tamarze Zwierzyńskiej Matzke i jej mężu Svenie Matzke można dowiedzieć się z książki "Czasami wołam w niebo" oraz z filmu dokumentalnego "Historia Tamary i Svena"

źródło: Agencja Gazeta

0 komentarze :