L. i dobro dzieci


Poznali się na domówce u znajomych
R. długowłosy operator koparki po zawodówce,
L. studentka, fotografka, artystka Teatru Tańca.

Zaiskrzyło, zawirowało - chemia, hormony, chwila.

Przy mocno zaborczym i absorbującym R.
L. szybko dała się przekonać do porzucenia wszelakich pasji.

Wszystko układało się w miarę poprawnie
aż do niefortunnego 
rozmnożenia 
kresek na ciążowym teście.

Przyszły tatuś 
zadecydował, że nie teraz
że nie tak,
że może nigdy (z nią)
i postanowił rozwiązać sprawę szantażem -
że albo on albo
TO.

Zakochana L. doszła do wniosku, 
że skoro R. ją kocha i tak mówi -
to musi mieć rację i wiedzieć lepiej.

Zaklepała wizytę u lekarza z ogłoszenia - o przywracanej miesiączce
i zapożyczyła się u swoich rodziców
niby na załatwienie malucha
(na samochód taki)

Kilka dni przed zabiegiem
oświeciła ją jednak myśl,
że TO jest jej, ich
i że skoro R. ją kocha - to nie zostawi ich przecież.
Ale wyjątkowo R. dotrzymał słowa
i odszedł.

Marnotrawny ojciec wrócił kilka miesięcy później,
ale jakoś nic się nie chciało poukładać.
Dwa lata później w drodze było już kolejne dziecko,
tym razem na zgodę.
L. skupiała się na ciąży,
a R. na płomiennym romansie z ich wspólną znajomą.

Kilka razy przeszedł im przez głowę pomysł ślubu,
ale uznali że byłby potem za duży problem
z rozstaniem.

Gdy R. tygodniami przebywał w delegacji
L. zbliżyła się do kolegi z pracy.
Poukładany romantyk słał jej pełne wyznań smsy,
zostawiał na biurku kwiaty i słodycze,
przytulał w składziku z kserokopiarką.
Nie przespali się ze sobą ani razu,
choć L. powtarzała, że nigdy nie zaznała
tyle ciepła, troski, czułości.

Czar flirtu prysł, 
gdy R. dorwał telefoniczną korespondencję między kochankami.
Najpierw on zmienił położenie kości jej nosa,
potem ona zmieniła pracę.

Dziś wie o każdym jej kroku.
Nieustannie sprawdza, kontroluje.
Rozlicza paragony, śledzi licznik kilometrów w samochodzie.
Na darmo usiłuje utrzymać jej niechęć i nienawiść w ryzach.
Ostatnio dowiedział się o kolejnej miłostce L.

R. grozi wyprowadzką co najmniej raz w miesiącu.

Z mieszkania wychodzi z takim hukiem - że odpadła listwa z futryny.
Sąsiedzi wywiesili na klatce schodowej kartkę z zapytaniem 
o nieustanny wrzask i płacz dobiegający z lokalu.
Raz na dwa tygodnie straszy L.  
że bez niego zgnije -
że ona jest tylko takim grubym matołem.
Potrafi z delegacji zadzwonić do kilkulatków
żeby powiedzieć, że więcej go nie zobaczą.
Że to wszystko wina ich matki.

Kiedy pytam L.

dlaczego z nim jest, 
czemu się z nim nie rozstanie 
odpowiada mi

że to wszystko dla dobra dzieci,
żeby miały normalną rodzinę, ojca



11 komentarzy :

  1. Zmienić wątek, inicjały, nagiąć sytuację i mogę powiedzieć - powszechnie znane sytuacje. Z otoczenia.

    Pozdrawiam ;-)

    Magdalena

    OdpowiedzUsuń
  2. w ilu domach tak jest? osobiście znam conajmniej dwa :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze mam ochotę potrząsnąć taka kobietą by sie ogarnęła, ale wiem, ze to nic nie da. Z autopsji wiem, że odejście od takiego czlowieka jest trudne, bardzo trudne, nawet wtedy gdy dostrzegasz, że rodzina nie jest normalna, że to jest przemoc, to mimo świadomości tego trudno jest odejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałoby się nakrzyczeć, pogrozić, potrząsnąć - a można tylko o tym napisać. Gryzie mnie to zbyt często,
      ściskam

      Usuń
  4. Straszne to wszystko jest...normalna rodzina???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że norma nigdy nie będzie wyglądać TAK,
      pozdrawiam ciepło

      Usuń
    2. Też mam taką nadzieję ;) Pozdrawiam

      Usuń
  5. Najgorsze, że dla kilkulatków to przez jakiś czas wydaje się właśnie normalną rodzina. Dopiero w okolicach gdzieś 10 roku życia przychodzi olśnienie, że inni maja inaczej i to z nami cos nie tak...

    OdpowiedzUsuń
  6. Przykre, ale niestety pewnie często spotykane :(

    OdpowiedzUsuń