L. i opieka

Dzieci niepełnosprawne w placówce opiekuńczej to dobry biznes.
Ich rodzice chcą bardzo mocno wierzyć
w słowa o integracji, podmiotowości, indywidualizacji.
Żarliwiej ufają w rozwój, stymulacje, uspołeczenienie.

W ostatnich dniach swojej pracy, 
pomagam w adaptacji nowej grupy.
Wśród podopiecznych - dwójka ze specjalnymi potrzebami.
Dziewczynka z porażeniem mózgowym i padaczką, 
niewidomy chłopiec z wiotkością mieśni.
Zwłaszcza on ciężko znosi nową sytuację.
Przytulam jego strach, jego wątpliwość, jego zagubienie.

Nowa współpracownica z pogardą komentuje:
- Ciekawe kto się będzie nim tu zajmował. Co sobie myślą tacy rodzice? To wszystko jest ich wina.
I teraz ona, ukara go za ich winę.

Tłumaczę spokojnie, że jego rodzice pewnie myślą o tym, 
co usłyszeli wpłacając wpisowe.
O domowych warunkach, 
o wykwalifikowanej kadrze,
o szybkich postępach. 


A potem nawet cierpliwie ignoruję uwagę o wietrzeniu.
Jest taki sposób.
Znają go zwłaszcza doświadczone stażem i frekwencją opiekunki.

Okna, przeciąg, wietrzenie. 
I od razu kilkoro jest chorych.
I po kilku razach - ktoś zawsze zrezygnuje. 

Do furii doprowadza mnie dopiero jej uwaga 
o konieczności powiadamiania rodziców zdrowych wychowanków,
że ich dzieci będą wychowywać się z kalekami

Bo może ktoś sobie nie życzy.

Już po raz ostatni wychodzę stamtąd pogruchotana, bezradna.

Po cichu myślę, że jeśli już mowa o świadomości,
to jeśli coś tamci rodzice powinni wiedzieć,
to że ich dzieci będą wychowywać się z sukami.

...

0 komentarze :

D. i że nie opuszczę Cię

Wioska, lata 70.  
Młody D. poznaje piękną I.   
Jej rodzina kręci nosem, że gołodupiec, 
że chciałoby się kawalera z miasta.  
Młodzi decydują się jednak na ślub.   

D. ciężko pracuje przy gospodarstwie,
zimą wyjeżdża na dodatkowy zarobek do Czechosłowacji.  

Mimo upływu lat małżonkowie nie mogą doczekać się potomstwa.
Teściowie prychają pod nosem,
że co to za chłop.
I. coraz częściej płacze.

Szansa na upragnione dziecko przychodzi z Białegostoku.
Kontrowersyjna, mało znana i wciąż niska w skuteczności metoda.
Decydują się spróbować.  D. ładuje do żuka żonę i walizkę czechosłowackich koron.
Nie udaje się ani za pierwszym,
ani za drugim razem.
Aby opłacić trzeci - sprzedają i żuka,
i wszystkie walizki.
Plus całą ziemię.
A potem dużo pożyczają.
Wracają z niczym.
I. nie przestaje już płakać.

D. ciężko pracuje i skupia się na opiece nad schorowanymi teściami. 
A później nad coraz bardziej chorą żoną.
Większość problemów pojawia się przy okazji menopauzy.
I. wychodzi z domu i ma trudność z orientacją w przestrzeni.
Jest na przemian apatyczna i pobudzona.
Jej reakcje są nieadekwatne do bodźców.
Zaczyna żyć w swoim własnym świecie.


Podczas jednej z moich wizyt u nich -
pięćdziesięciokilkuletnia I. nagle wyrywa się z letargu, 
szarpie włosy, nieporadnie usiłuje włożyć spódnice na spodnie.
Krzyczy, że będzie jeździć motorem,
że o tak - będzie wiał wiatr, 
że już zaraz tamten chłopak po nią przyjedzie.

D. odwiedza kolejnych specjalistów,
pilnuje leków.
I po prostu kocha. 
W drogerii wybiera odżywkę
"taką, żeby się włosy Lali nie plątały",
na targowisku wciąż czerwieni się kupując biustonosze.
Gotuje, pierze, sprząta.
Ubiera ją, kąpię, wychodzi z nią na spacery. 
Z gazet czyta jej o świecie,
w którym chciałby ją zatrzymać.
W ciągu dnia kilkukrotnie przystaje
i całuje ją w czoło lub po dłoni.

Przywozi ją na rodzinne uroczystości. 
Ktoś podszeptuje, że po co ją zabierać,
szczerze zaskoczony i rozbawiony D. pyta:
- A z kim niby miałem przyjść jak nie ze swoją żoną?


Przy okazji wesela bratanicy
prosi mnie żebym uczesała I. tak ładnie jak siebie.
Jest dumny z efektu. Późnym wieczorem podczas tańców,
widzę Ich jak kołyszą się do muzyki we własnym rytmie.
I. się lekko uśmiecha
.


0 komentarze :