Ja. i urodziny

Miałam napisać 
jak tylko biało-żółta kartka rozłożyła się 
na blacie biurka obok innych. 
Chciałam odnieść się do niespodzianki 
jaką były tegoroczne urodziny.
Do drobnych gestów, 

nieśmiałych słów,
które sprawiły, że poczułam się naprawdę i wyjątkowo
ważna.

Dostaję więcej niż zasługuję 
 i nie ma w tym ani krzty pseudoskromnościowej przesady.

Nie wiem czy znane jest Wam to uczucie,
chwilę przed rozwiązaniem trudnego sudoku,
kiedy nagle wszystko zaczyna do siebie pasować
i człowiek jest w stanie przewidzieć kilka kolejnych ruchów
zanim je jeszcze wykona -
z pewnością, że przyniosą one upragniony
sukces.

Podobna ekscytacja towarzyszyła mi na przełomie czerwca i lipca. Nie jestem specjalistką od życiowych łamigłówek,
ale powoli wszystko do siebie pasuje.
Patrzę na ołówkowego ludzika,
który ma uosabiać mnie i uśmiecham się.
B. mówi, że to cała ja.
Uparta, nieusłuchana, ambitna, optymistyczna.
Nie życzy mi niczego.
Nie sili się na próby zawyrokowania o "najlepszym". 
Daje mi jedynie wskazówkę żebym zmierzała w stronę
swojego słońca.

W Sylwestra powiedziałam, że to będzie
najważniejszy rok.
To było dość niezobowiązujące proroctwo,
które sobie wykrakałam.
Udało się.
Nie wymyśliłabym dla siebie fajniejszego planu.
Czuję to rano
rozgniatając stopami obślizgłe ślimaki 
na drodze skrótu do pracy,
susząc koszulkę po kolejnej bitwie z M. na wiaderka z wodnej piaskownicy,
zbiegając boso po lodowatych, granitowych schodach,
zbierając całusy od Pajdusia,
kucając wieczorami na zmęczonych nogach przy rozgrzanym piekarniku.

Nie pokuszę się o kolejne wróżby,
ale bezczelnie i roszczeniowo powiem, że
znalazłam (w) sobie motykę -
i nie zawaham się jej użyć! :)




______________________________

Po więcej zakropkowanych refleksji zapraszam na facebookowy profil

0 komentarze :