Bez dzieci

Wpadam do sąsiadki w kwestiach hydraulicznych.
Sześćdziesięciolatka karmi akurat zupą kilkuletnią wnuczkę.
Rozmawiamy chwilę, a z każdą wiosłowaną łyżką - mała kręci się na krzesełku coraz intensywniej. W końcu potrąca rozemocjonowanym łokciem ceramiczną miskę i trochę bulionu rozlewa się po kolanach babci.
Kobieta niemal jednocześnie uderza dziewczynkę po dłoniach i wydaje z siebie piskliwy wrzask.

Zaskoczona i zażenowana milknę, po czym spokojnie proszę żeby nie biła małej.
Starucha z żabim wyrazem twarzy kpiarsko odpowiada:

Zobaczy pani jak będzie miała pani swoje dzieci!

Hipermarket. Trzymam na omdlewających rękach przeładowany koszyk.
(Trzeba było wziąć kosz).
Podekscytowana kolejka pośpiechu. 
Podminowani klienci rzucają podszepty w stronę wkulonej pod taśmę kasjerki.
Że niekompetentna sierota, czy coś...
Obok mnie (na oko) pięciolatek z mamą.
Chce iść obejrzeć sanie coca-colowego Mikołaja w holu. 
Podtupuje, marudzi, stęka. 
Mama posapuje, że nie, bo nie, bo do domu, bo wieczór.
Jesteś niegrzeczny. Nie. Nie teraz. 
Mówiłam żebyś się zachowywał. 
Powiem tacie jaki byłeś niegrzeczny. 
Dlaczego musisz być taki niegrzeczny?
Robi mi się słabo od tych powtórzeń, więc z uśmiechem delikatnie sugeruję, 
że  nie jest niegrzeczny, 
tylko po prostu ma w tej chwili ochotę robić coś ciekawszego.
Że sama bym zobaczyła z chęcią te sanie.
Utyrana i  sfrustrowana mama, nawet nie patrząc na mnie kręci głową rzuca:

Pani to chyba nie ma dzieci!

K. ma gorączkę. 
39,8 stopnia Celsjusza w szesnastomiesięcznym chłopcu leżącym bezwładnie na dywanie.
Przechodzi w żłobku wszystkie choroby, na które nie ma przewidzianego urlopu jego zapracowana mama.
Dzwonię do niej z prośbą o zabranie malucha do domu.
(Przeważnie nie odbiera)
Rozmawiamy moment.
Chce wiedzieć czy poza gorączką coś się jeszcze dzieje.
Czy to TYLKO temperatura?
Nieprofesjonalnie pytam, czy uważa, że to mało?
Przyjeżdża po dwóch i pół godzinie. 
Z uśmiechem, wyluzowana.
W czym w ogóle problem, o co zamieszanie?
To pewnie wychodzą zęby.
Albo uczulenie na wczorajszą gruszkę.
A może dawałyśmy mu za mało wody?
Chwyta wiotkie, rozpalone ciało synka i ze przesłodzoną troską w głosie mówi:

Oj, widać, że Pani nie ma swoich dzieci!

źródło: www.kaszkazmlekiem.com


11 komentarzy :

  1. Mam wrażenie, że żadna matka nie lubi, nie potrafi ścierpieć uwag innej matki, kobiety na temat sposobu wychowania, postępowania ze swoim dzieckiem, a nie daj Boże krytyki. Bo każda uważa, że moje dziecko, moja własność, wiem najlepiej. A stwierdzenie, " pani nie ma dzieci" to taki wygodny, szybki atak na brak argumentów.

    OdpowiedzUsuń
  2. 7 miesiąc ciąży, brzuch z przodu, konieczność zrobienia zakupów, wychodzę ze sklepu z torbą i trzylatką u boku, która akurat pokłada się na ziemi wierzga i ona nie pójdzie dalej - matki wiedzą, że w tym wieku takie rzeczy mogą mieć miejsce... prośby i argumentacje na nic... biorę małą za szelki i kurtkę i próbuję przenieść parę metrów do auta, nie mogę czekać aż się uspokoi... obok sześćdziesięciolatek wygłasza soczysty głośny monolog na temat mojego zachowania - nie pomoże, nie chwyci ciężkiej torby nie zapyta co zrobić najchętniej wezwałby policję albo mnie ukrzyżował...

    OdpowiedzUsuń
  3. a pytanie z drugiej strony czy ktoś kiedyś uczył te matki jak być rodzicem? czy ktoś im wytłumaczył dlaczego dziecko się kręci i marudzi i co wtedy zrobić? zazwyczaj od rodziców się wymaga a skąd młoda dziewczyna, dla której często wiadomość, że zostanie matką, spada niespodziewanie, ma wiedzieć jak wychować dziecko? to oczywiście nie tłumaczy zachowania tych kobiet, tylko szkoda, że nie praktykuje się nauki bycia rodzicem. Często złość i krzyk rodzica to wyraz bezradności, fajnie gdyby ktoś im pokazał i nauczył zajmowania się dzieckiem bez nerwów. Ale co ja tam wiem.. nawet własnych dzieci nie mam

    OdpowiedzUsuń
  4. Oo, świetny post. Lubię Twojego bloga. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. trafiłam przez wpis o T.Zwierzyńskiej i zostaję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozmawiam z przyjaciółką (zawodowo:pedagog, trener, coach i co tam jeszcze), która właśnie wysyła swojego pierworodnego (7 lat) na tydzień na ferie zimowe. "Jak ja to przeżyję?" - słyszę. "Mój Boże, dziewczyno, odpoczniesz, odsapniesz, będziesz miała chwilę dla siebie. Pozwól się dziecku nacieszyć OSOBNOŚCIĄ." Co słyszę? "Będziesz miała własne dzieci, to zrozumiesz"... Grrr... Nie gadam już z matkami o dzieciach i wychowaniu (przynajmniej póki dziecku nie dzieje się krzywda). Każda z nich zachowuje się, jakby jej przeżycia były jedynymi możliwymi na świecie, jakby miały "patent na wychowanie". Mam dość słuchania, jak każda z nich się "POŚWIĘCA"... Dobry wpis, lubię tu zaglądać, dzięki, że dzielisz się życiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dumna jestem, że mam takich stałych bywalców :)) pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  7. Proszę o usunięcie zdjęcia albo dopisanie żródła: www.kaszkazmlekiem.com. Zostało użyto bezprawnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja mam taką refleksję... Też jestem człowiekiem. I staram się na co dzień. Ze stoickim spokojem nie reaguję na rozlany sok na kanapę rozumiejąc, ze to wypadek. Tłumaczę, rozmawiam, jestem z dzieckiem, słucham go, bawię się, dbam... A wystarczy jeden dzień kiedy mam za sobą ciężką dniówkę w pracy, kiedy nie spałam całą noc bo dziecko płakało, kiedy cały świat coś nie tak i nie... nie mam dziś siły zabawiać mojego dziecka w kolejce w sklepie, mi też jest w niej źle. Nie mam siły na tłumaczenie. Mi też jest ciężko. I nie tłumaczę krzyczenia na dziecko itp itd ale na litość. Mój jeden moment słabości może zostać przez kogoś zauważony i od razu usłyszę "na dziecko się nie krzyczy" "ono się nudzi proszę mu coś zaproponować" Przykre to jak nam łatwo czasem przychodzi ocenianie innych. Jeśli już to podaj dziecku coś co go zainteresuje, rozładuj trudną atmosferę, pomóż a nie oceniaj. Nie gań, nie krytykuj. Na milion moich świetnych reakcji trafiłaś na tą słabszą. Której sama będę się wstydzić wieczorem i przeproszę za nią dziecko. Twój wyrzut nie jest mi już potrzebny. Mam swój - wyrzut sumienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst absolutnie nie miał być wyrzutem kierowanym w stronę postaw rodziców względem ich pociech. Raczej miał być bardzo osobistą refleksją na temat funkcjonowania bezdzietnej osoby w bardzo rodzicielskim środowisku. Poruszać kwestię tego jak często zarzuca się im brak wiedzy, obycia, choć nie zawsze wynikać muszą one czysto z własnych doświadczeń macierzyńskich.
      Widywałam różnych rodziców, różne zachowania. Do wszystkich starałam się odnosić z taktem i wyrozumiałością, wiedząc jak bardzo, bardzo trudną rolę realizują i z czym kiedyś (mam nadzieję) też ja będę musiała się borykać, wtedy gdy "ideały będą leżeć najlepiej na manekinach", a decydować będą chwilowe emocje, a nie zaplanowane rozwiązania.
      Jest wieczór, pomyśl teraz tylko o tym jak wiele dobrego zrobiłaś dziś dla swojego dziecka :)
      pozdrawiam ciepło

      Usuń