G. i Teściowa

A. wziął ślub na początku studiów medycznych.
Pozytywny wynik testu ciążowego uściślił dalsze matrymonialne plany młodej pary.

Tuż po absolutorium dzieci była już trójka.
Przydługie stażowe dyżury pomagały niepozagryzać się
z coraz mocniej obcą kobietą w roli żony.

Kilka miesięcy później na sali sądowej 
odwołano
fikcyjne od zawsze małżeństwo. 

W szpitalu A. poznał młodziutką pielegniarkę G.
Zakochali się i podczas wakacyjnego wypadu poczęli P.
w rozklekotanym polonezie.

Drugi ślub - pierwsza miłość?

Życie skutecznie utrudniała im eksżona.
Kosmiczne alimenty, nieustające procesy, najazdy z awanturami.

Prawdziwym utrapieniem okazała się jednak dość stereotypowo -
teściowa.

T. nigdy nie zaakceptowała w swojej rodzinie rozwodu
ani tym bardziej mezaliansu syna z sanitariuszka.

T. poznaję w dniu babci. 
Każe mi zająć dowolne miejsce w salonie.
Niefortunnie wybieram ulubione krzesło gospodyni.
Spogląda na mnie zgorszona i kręcąc głową rzuca:
"Rozsiadła się na moim miejscu. No pewnie, będę stała".

O T. słyszałam już wiele.

O tym, że kilka lat temu A. zorganizował przeprowadzkę matki do ZG.
Miało to ułatwić opiekę nad staruszką.
Z jej dotychczasowego domu trzeba było wywieźć trzy przyczepy -
pełne zakurzonych dywanów, 

pordzewiałego złomu, 
mebli z oderwanymi drzwiczkami, 
butów bez pary i 
nadtłuczonych szkieł. 
Babuszka do dziś wypomina, wszystkie skarby jakie jej syn wyprzedał z rodzinnych zbiorów.
To, jak bardzo się na nich dorobił.

O tym, że w wykupionym dla niej mieszkaniu spółdzielczym latami nie pozwala nic zmieniać.
Koleżankom pokazuje w jak trudnych warunkach każe jej żyć zamożny pierworodny.


O tym, że T. nigdy nie uznała dzieci urodzonych w drugim małżeństwie syna.
Że zabrania mówić do siebie "babciu", a urodzinowe kartki dla wnucząt podpisuje samym imieniem.
Że synową nazywa "ta pani".

O tym, że od czasu do czasu, podczas przechadzki w centrum miasta słabnie i wzywa karetkę.
Ratownikom opowiada o wyrodnym potomku - lekarzu nieczułym na losy schorowanej matki.
Do etykietki dołącza  jego dane, miejsce pracy.
Potem ozdrowiała - spacerkiem wraca do domu.
Zdarza się, że na pomoc wzywa pracowników opieki społecznej.

O tym, że T. szczególnie lubi okres świąteczny.
Uparcie nie przyjmuje zaproszenia przez kilka tygodni.
Potem zjawia się w ostatniej chwili,
nie próbuje żadnej potrawy z obawy przed otruciem, 
ceremonialnie milczy 
a w środku wieczerzy nagle każe się odwieźć do domu.
Rok w rok ten sam schemat.

O tym, że co kilka tygodni dzwoni do syna i prosi go żeby z nią zamieszkał.
Żeby zostawił tych 
obcych ludzi.

G. trzyma się dzielnie, cierpliwie.
Jeden jedyny raz mówi, że gdyby  kiedyś wiedziała jaki los zgotuje jej teściowa -
to nigdy nie wzięłaby tamtego ślubu z A. 

Że naprawdę, naprawdę - zamiast niego i dzieci wolałaby
spokój.

Przeprasza później
uspokojona pigułkami.

G. przy pierwszym spotkaniu mówi mi:

"M., będę dobrą teściową"
Tłumaczy, że ona wie, jak to jest być
ofiarą i wrogiem.


Niecały rok (kurtuazji, uśmiechów i starań) później 
G. nie używa już mojego imienia.
Mówi o mnie (ceremonialnie nie do mnie)
"ta księżniczka".

Trzaska drzwiami, unosi głos, że

nigdy nie zaakceptuje
takiej synowej

0 komentarze :