M. i toaleta

M. i P. są parą od gimnazjum.
Tuż po szkole średniej postanowili wyjechać za pracą na wyspy.
Po kilku miesiącach P. doszedł do wniosku, 
że to wszystko nie dla niego 
i poprosił ukochaną, aby wrócili do kraju żeby założyć rodzinę. 
Dla M. było jeszcze za wcześnie,
na wiążące decyzje i ostateczne plany,
więc rozstali się i chłopak pojechał do Polski sam.

Wytrzymał bez M. rok,
a później uznał, 
że może gdziekolwiek, jakkolwiek, cokolwiek 
- byle przy niej.

Do ojczyzny wrócili we troje.
Z czteromiesięczną O. pod sercem mamy, 
olewając brytyjskie zasiłki.
Wyremontowali poddasze u rodziców,
znaleźli pracę.

Dziś O. jest rezolutną czterolatką,
a M. i P. są dla mnie przykładem fantastycznej
partnersko-kumpelskiej relacji.
Uśmiecham się gdy widzę ich czułość, troskę, zrozumienie.

Kilka miesięcy temu postanowili, że już czas
pomyśleć o powiększeniu rodziny.
Udało się stosunkowo szybko,
na przedostatnim naszym spotkaniu M. powiedziała mi, 
że we wrześniu rodzi.

Standardowe wizyty u prywatnego ginekologa,
urlop w pracy.
W 11 tygodniu ciąży 
podczas USG lekarz oznajmił im, 
że serduszko przestało bić,
prawdopodobnie już około 4tygodni temu.

M. trafiła do państwowego szpitala,
podczas pobytu była oszołomiona i zdezorientowana.
Leżała na sali z kobietami oczekującymi dzieci.
Co jakiś czas dochodził ją dźwięk przeprowadzanych obok badań KTG -
odgłos maleńkich, bijących serc. 

Lekarz, który zdecydował o podaniu prostaglandyny -
globulek wzniecających skurcze macicy,
powiedział M., że nie ma co histeryzować,
bo zadziałała racjonalna biologia.
Płód najprawdopodobniej miał wadę genetyczną 
i dopiero byłby problem oraz dramatyzowanie 
gdyby się urodził.

Indukcja porodu  miała miejsce w toalecie.
M. urodziła swoje dziecko do szpitalnej muszli klozetowej.
Procedury takie.

Położna, zapytana później o to
jak dzieci mogą trafiać do kanalizacji odpowiedziała, 
że to nie było jeszcze dziecko.

M. skubie dziś skórki przy paznokciach i pyta mnie:
 

Marta, jeśli to nie było moje dziecko, 
to co?

 

5 komentarzy :

  1. Niedobrze mi... Naprawdę mi niedobrze. Nawet jeśli dzieckiem z kształtu nie jest, nawet jeśli nie ma ręki, nogi, serca, nerki, czegokolwiek - mama ma prawo się pożegnać. Wziąć kruche, niebijące ciało i...pożegnać się.

    Warto podać adres szpitala co by rzeźników uniknąć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety z tego co wiem - sedesowy "poród" to zwyczajna procedura w wielu szpitalach. Pacjentka zażywa tabletkę i jest odsyłana do toalety. Kilka miesięcy temu czytałam artykuł o kobiecie, której położna nad WC odcinała pępowinę. Koszmar, na który nie powinno być ani formalnej zgody ani nawet niemego przyzwolenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z przykrością muszę dodać. Tak, to dzieje się naprawdę. Tak, to działo się obok mnie. Tak, bardzo blisko, obok mnie....

    Magda.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie bardzo rozumiem ostatnich zdań... Jak nie jej dziecko? A czyje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Położna uznała, że kilkutygodniowa ciąża to jeszcze nie jest dziecko. Że chyba za wcześnie na takie nazewnictwo, na takie pojęcie. M. zapytała mnie więc, czym było "Coś" co nosiła pod sercem, jeśli wg położnej nie można "Tego" nazwać dzieckiem.

      Usuń