Sz. i wstyd

Podczas rozmowy kwalifikacyjnej dyrektor uprzedził mnie, że szkoła jest położona w trudnym rejonie.

Wydawało mi się, że przy okazji studiów z resocjalizacji przerobiłam słowo "bieda" przez wszystkie teorie społeczne.

Pierwsze październikowe przymrozki.
Na placu zabaw pierwszoklasista Szymek w ogromnej, puchowej kurtce, która pasowałaby rozmiarem na piętnastolatka.
Ortalion dynda mu po kostki, bo poprzedni właściciel wyrwał chyba zamek błyskawiczny.
Na stopach chłopca granatowe tenisówki. 
Granatowe w większości, bo z przodu, w palcach wytarte są do białej podszewki.
Przez poszarpaną bawełnę buta widać pomarańczową skarpetę.

Wstydliwy to widok.

Wstyd mi za dorosłych, którzy ubrali tak to dziecko. 
Wreszcie wstyd mi nawet za siebie, że stoję w tak kompletnym stroju.

Nagle Szymek podchodzi do mnie z bananem, który dostał w stołówce do obiadu i prosi o "otwarcie go".
Zsuwam skórę do połowy i zostawiam część owocu zabezpieczoną, żeby można było go trzymać.

Szymek wykonuje kilka gryzów po czym wyrzuca nietkniętą połowę do śmietnika.


Wołam go i pytam, dlaczego nie zjadł banana do końca.

Szymek wzrusza ramionami i rzuca
- Eee, trzeba by go znowu rozwijać. 

Pewien rodzaj biedy zawstydza mnie szczególnie.

Amelia Fullarton

0 komentarze :